~Ślub~
Wszystko w końcu mija...
I ku mojemu szczęściu ceremonia przebiegła szybko, bez zatrzymywań się. Jednak zacznijmy od początku:
Gdy do kaplicy weszła panna młoda w postaci wyszykowanej Anksunamun, która, z wiankiem z narcyzów na głowie, powłóczystą sukienką, welonem na twarzy i bukietem kwiatów w łapie, szła ze swoim ojcem pod łapę i patrzyła wszędzie rozanielonym wzrokiem. Lekko ziewnęłam zakrywając sobie otwór gębowy łapą. Skaperen, obok którego siedziałam, szturchnął mnie lekko i dla zabawy. Nagle, ku zaskoczeniu wszystkich, rozległ się pełen wdzięku Marsz Mendelsona. Panna młoda ze swoim ojcem szła i szła i jeszcze, jak to w niektórych filmach i książkach, raz szła. Aż w końcu doszła do boku Cesara i rozpoczęły się te wszystkie formalności, te fantastyczne dialogi, których mi się nie chce pisać.
~Wesele~
Parami weszliśmy do wielkiej sali przez wielkie, dwuskrzydłowe, pozłacane drzwi. Na nich były rozmaite sceny namalowane z mistrzowską precyzją. Widać, że mają swoje lata, jak zresztą wszystko w tym zamku. Ale skończy z opisem drzwi, przecie wszystko jeszcze czeka. W środku salki były dwie złotawe kolumienki. Między nimi wisiał kryształowy żyrandol lśniący niesamowitym blaskiem. Zasłony z wielkich witrażowych oknach były w kolorze czerwono-złotym, opadały ciężko na mały drewniany parapecik. Pośrodku była drewniana podłoga, dokładniej średniowieczne panele, z pięknym, grubym i miękkim dywanem koloru czerwonego. Trochę dalej stał długi stół z krystalicznymi talerzykami, białymi serwetkami i czerwono-złoto-białym obrusem sięgającym do ziemi. Krzesła były pokryte aksamitnym, czerwonym materiałem. Drewniane części małego tronu były pozłacane. Wszyscy usiedli na krzesłach, oczywiście pan i panna młoda po obu stronach. Ja usiadłam symetrycznie - na środku. Skaperen siadł na miejscu naprzeciwko mnie. Po chwili podano do stołu. Standard na wesela, więc nie będę opowiadać.
Po skończonym posiłku para młoda wstała i poprosiła wszystkich na podest. (Dla niekumatych - teraz będzie taniec). Każdy dobrał się w pary, w których tu przyszli. Cesar i Anksunamun weszli dostojnie na środek i zaczęli tańczyć dostojny walc Wiedeński. Gdy taniec się skończył zabrzmiała nowa muzyka i tym razem wszyscy poderwali się do tańca Minueta in G. Tańczyliśmy pół godziny i, o dziwo, nawet mi się podobało. Jednak w końcu Skaperen zatrzymał się i zakręcił mną. Po czym chwycił mnie za łapę i zatrzymałam się.
- Dlaczego stoimy? - zapytałam psa uśmiechając się promiennie.
<Skaperen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz