Zasnęłam z myślą, że zaledwie pokój dalej jest Skaperen. Ta myśl napawała mnie spokojem, jak i radością.
~*~
Stanęła na dziedzińcu, rozejrzałam się z podziwem. Po ścianach starego zamczyska pięły się dumne kwitnące winorośle, omijając łagodnymi łukami witrażowe okna. Pośrodku dziedzińca rósł olbrzymi dąb. Przez jego liście prześwistały promienie słońca rzucając cętkowane światło na kamienną ławę, częściowo okalającą pień drzewa. Za tym brukowanym dziedzińcem znajdował się bujny ogród pełen ćwierkających ptaków i kicających w trawie królików. Szczególnie mi się spodobał wbudowany w ścianę zamku wodotrysk kształcie gargulca, z którego paszczy do wielkiej sadzawki tryskała krystalicznie czysta woda. Podeszłam do olbrzymich, drewnianych, dwuskrzydłowych drzwi znajdujących się na końcu ogródka. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się wspaniały, długi hol wejściowy z wielkimi kamiennymi schodami biegnącymi łukiem do krużgankowego podestu. Przez trzy wysokie, witrażowe okna wlewał się blask słońca, malujący hol mozaiką tęczowo barwnego światła.
- Jest tu wiele schodów wiodących do rozmaitych części zamku. - powiedział tajemniczy głos przepełniony aksamitem, dobiegający zza moich pleców. Brzmiał jakoś... dziwnie. Ten ktoś wyglądał na mężczyznę, ale głos miał, lub miała, jak kobieta. - Na przykład za tymi niewielkimi drzwiami w rogu znajdują się spiralne schody prowadzące do parapetu murów obronnych. Odkryjesz, że do niektórych miejsc wiedzie wiele różnych dróg, a do innych tylko jedna. Przypuszczam, że masz ogólne plany zamku, ale jeśli zechcesz obejrzeć bardziej szczegółowe, sugerowałbym odwiedzenie zamkowej biblioteki. - dodał głos, a ja momentalnie się odwróciłam w jego stronę. Ujrzałam mnicha, którego beżowy kaptur starej sutanny zakrywał twarz. Wyglądał zupełnie jak ja. Cztery łapy, długi ogon, muskularna sylwetka... Ogółem wyglądał jak pies. Wzruszyłam ramionami i skierowałam się we wskazanym kierunku. Gdy dotarłem do drzwi zrobionych z drewna pchnęłam je. Nie były zamnkięte na klucz. Gdy wejrzałam do środka zobaczyłem imponującą bibliotekę z regałami sięgającymi aż do wysokiego sufitu i drabinkami przesuwającymi się na szynach, umożliwiającymi dotarcie do najwyżej stojących tomów. Po obu stronach sklepionego łukowo przejścia między regałami siedziały dwa wielkie drewniane gryfy strzegące dumnie najpiękniejszych książek jakie kiedykolwiek ktoś widział. Miękkie, skórzane okładki i pergaminowe stronice tych woluminów były niewiarygodnie dobrze zachowane. Te, które obejrzałam zawierały misternie wykaligrafowane teksty w wielu różnych językach oraz barwne ilustracje przedstawiające najrozmaitsze stwory - od mitologicznych stworzeń i miejsc po powszechne kwiaty i zioła. Gdy tylko przejrzałam ostatnią stronicę książki "Mitologiczne stworzenia" wszystkie pochodnie i świece zgasły, długie firany zaczęły szaleć, a zimny powiew wiatru wyrwał mi z łapy książkę. Podczas gdy tak wiał i wiał do biblioteki wszedł ów mnich. Pstryknął palcami i wszystkie świece momentalnie zajarzyły się żywym ogniem.
- Nie wiedziałeś, że tej książki nie można tykać? - powiedział mnich w starej sutannie zimnym głosem. Potem prześwidrował mnie wzrokiem i uniósł brew. Pokręciłam przecząco głową. On wycelował we mnie kościsty palec i...
~*~
I na tym się sen skończył. Gdy się obudziłam był ranek. Skaperen już był na nogach.
<Skaperen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz