Nastała noc. Wpatrywałam się w niebo, zaciekawiona uważnie i z wielkim skupieniem przyglądałam się małym, świecącym gwiazdom, które dzisiaj zdobiły niebo wyjątkowo. Czułam wewnętrzny spokój. Wreszcie odnalazłam stado, które mogłoby być kochającą, prawdziwą rodziną. Nic mi tutaj nie zagrażało, w końcu nie dręczyło mnie nieprzyjemne uczucie, że coś się może stać. Noc była taka spokojna, lekki szum lasu to idealnie ukojenie dla duszy. Puszcza w ciemności wydawała się być nieco straszna, ale była piękna. Zza dnia, zarówno jak i w nocy. Położyłam się na plecach na miękkiej trawie, gwiazdy odbijały się w moich oczach. Westchnęłam głęboko. Czułam się cudownie, byłam wyciszona. Rozmyślałam, błądząc po przeróżnych myślach i trudnych pytaniach. Mój relaks przerwał szelest zza krzaków. Natychmiast się zerwałam, lekko podnosząc uszy i uważnie nasłuchując. Ktoś się zbliżał, na duże odległości potrafiłam wyczuć czyjąś obecność. Zauważyłam, że coś się czai. Z krzaków wyskoczył pies, jedyne co widziałam to jego błyszczące ślepia. Wyciągnął kły, zmierzał w moim kierunku, chciał na mnie naskoczyć. Ja również się wypięłam, chcąc być w gotowości w razie bójki. Ku memu zdziwieniu, pies w ostateczności się zatrzymał.
-Przepraszam, myślałem, że to jakieś zwierzę lub obcy, ale poznaję Ciebie. Jesteś od nas, przepraszam jeszcze raz za ten naskok. - mówił zdziwiony.
-Nic się nie stało. - zachichotałam.
Przeszliśmy się kawałek, całkiem miło nam się rozmawiało.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz