Przez chwilę patrzyłam na Skaperena trochę jakby był jakimś marnym kabaretem na programie TVP Rozrywka. Jednak on patrzył na mnie wyczekująco swoimi głębokimi bursztynowymi oczami i raz po raz powtarzał pytanie tym swoim akstamitnym, ale i potężnym głosem. Wiatr targał jego śnieżnobiałą sierść, na której pojawiały się malutkie kropelki wody. Strzygł uszami, a jego ogon unosił się i opadał w rytm oddechu. Wodziłam wzrokiem po jego ciele uporczycie licząc pozytywy i negatywy tego, że wpadnę i zobaczę jego dom. Słońce wznosiło się powoli na wschodzie oraz rzucał swoje małe promyki na moją twarz na moment oślepiając mnie. To wszystko działo się w przeciągu trzydziestu sekund.
- No dobra, prowadź, Skaperenie. - posiedziałam w końcu, a pies ruszył na północ. Poszłam za nim.
~Po dziesięciu minutach~
Dotarliśmy do domu psa. Pokoiki miał schludnie urządzone, wszystko pięknie, ładnie. Usiadłam przy kamiennym stole.
- Co podać? Kawy, herbaty, herbaty z miodem, wody z sokiem z dzikiej róży a może soku malinowego? - spytał pies opierając się łokciem o stolik.
- Herbaty poproszę. - powiedziałam co było szczególnym osiągnięciem dla mnie, ponieważ żadko mówiłam "proszę".
<Skaperen? Szorować, robić sałatki 8) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz