Dzień minął raczej spokojnie. Sumiennie wykonywałam swoje obowiązki, choć miałam problem ze skupieniem się. Wraz z innymi łowcami chodziliśmy po puszczy, tropiąc, w poszukiwaniu potencjalnych zdobyczy. Niestety, mimo, że przeszliśmy spory kawał nie mogliśmy nic znaleźć. Zwierzyna najwyraźniej uciekła. Zza potężnych drzew wyłonił się nam Król Ulv, Delgado wraz z dwoma strażnikami.
-I jak idzie tropienie? - odparł poważnie, podnosząc swój potężny łeb.
-Nie możemy znaleźć tropu, Panie. - odparł jeden z łowców, bardzo zażenowanym tonem. - Ale to nic, zaraz znów idziemy jeszcze głębiej w las szukać jakiejś zwierzyny. - dodał dumnie.
-Oh, nie musicie. Odpuście sobie, niedawno upolowaliście dwa potężne łosie. Dziś też będzie co jeść. Odpocznijcie, szukanie na siłę nie przyniesie żadnych skutków. - zaśmiał się.
Bardzo lubiłam Delgada, cieszyłam się, że on właśnie jest naszym królem. Uważałam, że jest bardzo mądry, ale i dobry, chociaż mimo to czułam przed nim respekt.
-Roxette, coś ciebie gryzie? - król zupełnie niespodziewanie spojrzał się w moją stronę, musiał zauważyć moje zamyślenie i lekkie podenerwowanie.
-Nie, skądże Wasza Wysokość. - uśmiechnęłam się.
-A może masz pchły? - zasugerował z ciepłym uśmiechem, dla żartów oczywiście.
Zaśmiałam się tylko. Po tym Delgado dumnie się z nami pożegnał i odszedł. Po tym słyszałam trochę kiepskich docinków od łowców na temat mojego zamyślenia, ale uśmiechałam się tylko. Nie chciało mi się im odpowiadać. Zastanawiałam się, co u Cesara. Dzień minął mi bardzo szybko. Nastała noc, warunki atmosferyczne były okropne. Lał deszcz, wiatr wiał równie mocno. Poczułam zwątpienie w to, że jeszcze kiedyś zobaczę Cesara, choć nie traciłam nadziei.
<Cesar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz