Wesele szybko się skończyło. Chociaż nie można jednak powiedzieć że szybko bo trwało niemal tydzień. Kiedy się skończyło każdy wrócił do swoich obowiązków. Ja wraz z Cesarem zaczęłam przyjmować delegacje i ważnych wysłanników a także zwykłych poddanych. Niektóre zajęcia królowej były ciekawe jednak duża część była jedynie nudami. Wciąż jednak moim nadrzędnym obowiązkiem było dać królestwu Dziedzica, syna Cesara, który będzie kiedyś panował w Aquilam. Niestety kolejne próby zajścia w ciążę kończyły się fiaskiem. Tego dnia również siedziałam w komnacie próbując wymyślić sposób żeby to przyspieszyć. Nagle wpadł do niej jakiś pies o złotej sierści. Podbiegł do mnie i zakrył mi łapą pysk.
- Nie krzycz królewska nałożnico.- Warknął. W jego łapie dostrzegłam sztylet.
- Zobaczymy czym tak uwiodłaś króla zanim się Ciebie pozbędę...- Powiedział i pchnął mnie na łóżko. Nagle jednak drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Cesar.
- Cesar!- Krzyknęłam a złoty pies wbił mi sztylet w brzuch. Chwilę potem opadłam na podłogę a Cesar w biegu skoczył na psa. Ten rozorał mu pierś sztyletem.
- Anksunamun!- Krzyk Cesara był ostatnim co usłyszałam.
<Cesar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz