-Nic się nie stało. - zaśmiałam się otrzepując się. - Co tu robisz? - zapytałam.
-Byłem na polowaniu, reszta łowców poszła do zamku zanieść zdobycz. - odparł spokojnie. - A ty? - dodał.
-Nic, przechadzałam się. W nocy byłam na polowaniu wraz z innymi, więc mam wolny dzień. - westchnęłam.
Zanim pies zdążył mi odpowiedzieć, usłyszeliśmy potężny grzmot. Słońce od razu zaszło, a nad naszymi głowami zaczęły bujać się ciemne chmury, z których zaczął padać deszcz. Poczuliśmy zimny, silny wiatr, który rozwiał nam sierść.
-Chciałbym zostać dłużej, ale chyba pora na mnie. Zapowiada się na potężną burzę. - krzyknął, gdyż szum drzew rozkołysanych przez wiatr i spadające krople wody zagłuszały wszystko.
-Nie będziesz wracał w taką pogodę, to niebezpieczne. - odparłam troskliwie. - Chodź za mną. - dodałam.
Burza nie ustępowała, tylko zaczynała szaleć jeszcze bardziej. Pies więc pobiegł za mną. Gdy dotarliśmy do domów na terenie Ulv od razu zwolniliśmy. Kazałam Robinowi być cicho. Na szczęście każdy był w domu, wszystko przez tę złą pogodą. Strażnicy skupili się na pilnowaniu pałacu króla, który znajdował kawałek od mojej siedziby.Weszliśmy, cali mokrzy i zmarznięci.Od razu dałam psu jakieś koce, wyjmując ciepłe mięso. Poczęstowałam go.
-Dziękuję. - powiedział. - Ale to szaleństwo, jesteśmy w Ulv. - dodał zmieszany.
-Spokojnie, nikt się nie dowie. Jeżeli pogoda się uspokoi jutro o świcie wyjdziemy. Nie sądzę, aby ktoś nas przyłapał, ale i tak warto zachować ostrożność i ciszę. To już jest lepsze, niż chodzenie po puszczy w taką burzę i wichurę. - powiedziałam spokojnie.
<Robin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz