sobota, 7 stycznia 2017

Od Anksunamun Cd Cesar

Uśmiechnęłam się do niego.
- Co dzisiaj robimy?- Zapytał Cesar.
- Dzisiaj chciałabym Ci coś opowiedzieć.- Powiedziałam po czym pchnęłam Cesara na łóżko.
- A więc opowiadaj.- Powiedział Cesar.
- Mówią – lecz tylko Allach jest wszechwiedzący i najmędrszy, wszechpotężny i pełen
świetności – że był niegdyś, w dawnych czasach, minionych wiekach i stuleciach, na wyspach
Indii i Chin król pewien z Sasanidów znakomitych, pan rycerstwa i świty, niewolników i sług.
Król ten miał dwóch synów, z których jeden był starszy, drugi zaś młodszy. Obaj byli
dzielnymi rycerzami, lecz starszy dzielnością swoją przewyższał jeszcze młodszego brata.
Panował on w kraju i rządził poddanymi sprawiedliwie, toteż kochał go lud w całym jego
kraju i królestwie. Nazywano go królem Szachrijarem. Młodszy brat nosił imię Szachzaman i
był królem perskiej Samarkandy. Bracia pomyślnie sprawowali rządy w swych krajach przez
lat dwadzieścia, każdy z nich był dla poddanych władcą sprawiedliwym, a powodzenie i
szczęście nie opuszczały ich. I żyli tak, aż starszy brat zatęsknił za młodszym i rozkazał
wezyrowi, aby wyprawił się do tamtego i wrócił z nim razem.
Szachzaman powiedział: „Słyszę i jestem posłuszny”, po czym przygotował się do drogi i
wyprowadziwszy z miasta wielbłądy, namioty, muły, służbę i świtę, rządy w kraju powierzył
swemu wezyrowi i wyruszył zmierzając ku ziemiom brata. Lecz o północy spostrzegł, że
zapomniał czegoś w swym pałacu. Zawrócił więc, a wszedłszy do zamku, zobaczył swą żonę
śpiącą na posłaniu w ramionach czarnego niewolnika. Kiedy to ujrzał, pociemniało mu w
oczach i rzekł do siebie: „Jeżeli takie rzeczy dzieją się, gdy ja jeszcze na dobre nie opuściłem
miasta, do czego dojdzie ta rozpusta, gdy będę bawił dłużej u brata?” Obnażył miecz i uderzył
nim, zadając obojgu śmierć na posłaniu. Po czym natychmiast zawrócił, dał rozkaz do
wymarszu i jechał, aż dotarł do miasta swego brata. Szachrijar uradował się wieścią o
przybyciu Szachzamana i zaraz wyszedł mu na spotkanie, pozdrowił go i ciesząc się
niezmiernie, kazał przystroić gród na jego cześć. I usiadł przy nim uradowany, i rozmawiali,
lecz wtem przypomniał sobie kroi Szachzaman, co było z jego żoną. Przejął go wielki
smutek, pobladł, a ciało ogarnęła słabość. Gdy brat ujrzał go w takim stanie, pomyślał w
duszy, że przyczyną tej słabości jest troska o kraj opuszczony, jak i zaniedbanie jego spraw.
Nie zapytał więc o nic. Pewnego dnia jednak rzekł: „Bracie mój, widzę, że twarz ci pobladła,
a ciało osłabło.” – „Bracie mój – odrzekł Szachzaman – jestem zraniony do głębi serca.” Lecz
nie opowiedział o tym, jak zobaczył swoją żonę. Wtedy rzekł Szachrijar: „Chciałbym, żebyś
pojechał ze mną na łowy i polowanie. Może rozweseli się tym twoje serce.” Szachzaman
wymówił się jednak od tego i starszy brat sam wybrał się na łowy.
Okna w pałacu króla Szachzamana wychodziły na ogród. Król wyglądał przez okno i nagle
ujrzał, że brama pałacu otwarła się i wyszło z niej dwadzieścia niewolnic i dwudziestu
niewolników, a między nimi szła też żona jego brata – a była ona niezwykłej piękności i
urody. Zbliżyli się wszyscy do basenu z fontanną, zdjęli szaty i usiedli razem, a żona króla
Szachrijara zawołała: „Masud!” I podszedł do niej czarny niewolnik, objął ją i ona go objęła.
I czarny ów niewolnik posiadł żonę króla. Tak samo czynili pozostali niewolnicy z
dziewczętami i nie zaprzestawali pocałunków, uścisków i wszelkiej rozwiązłości, póki dzień
nie zaczął się zmierzchać. Brat króla Szachrijara ujrzawszy to rzekł sobie w duchu: „Na
Allacha! Moje nieszczęście mniejsze jest od tego.” Po czym ustąpiły dręczące go zmartwienia
i troska i rzekł: „Zaiste, to było gorsze od tego, co mnie się zdarzyło.” Nabrał też ochoty do
jedzenia i picia. Gdy drugi król wrócił z wyprawy, bracia pozdrowili się wzajemnie, a
Szachrijar spojrzawszy na Szachzamana zauważył, że odzyskał on swój zdrowy wygląd, że
zarumieniły mu się policzki i ze smakiem jadł to wszystko, czego przedtem ledwie tknął.
Zdziwiło to króla i rzekł: „Widziałem, mój bracie, że twoje oblicze było blade, a teraz oto
wróciły ci rumieńce. Opowiedz mi więc, co się stało.” Odrzekł: „Opowiem ci, co było
przyczyną mej bladości, lecz uwolnij mnie od opowiadania, dlaczego wróciły mi rumieńce.”
Rzekł Szachrijar: „Niech więc najpierw usłyszę, czemu osłabłeś i zmieniłeś się na twarzy.” I
mówił Szachzaman: „Wiedz, mój bracie, że kiedy przysłałeś swego wezyra wzywając mnie
przed twe oblicze, zaraz się przygotowałem i wyruszyłem z miasta. Przypomniałem sobie
jednak, że w zamku została ta perła, którą ci ofiarowałem. Wróciłem więc i wtedy ujrzałem
moją żonę z czarnym niewolnikiem, śpiących na moim posłaniu. Zabiłem oboje i przybyłem
do ciebie, lecz ciągle rozmyślałem o tej sprawie. I to było przyczyną mej słabości i tego, że
znikły mi rumieńce. Co zaś do zmiany tego stanu, nie żądaj ode mnie wyjaśnień.” Gdy
Szachrijar usłyszał słowa brata, zawołał: „Zaklinam cię na Allacha, powiedz mi, jaka była
tego przyczyna!” Szachzaman powtórzył więc wszystko, co widział, a wówczas rzekł
Szachrijar: „Chciałbym zobaczyć to na własne oczy.” Odrzekł mu brat: „Zrób tak, jakbyś
miał wyjechać na polowanie i łowy, a tymczasem ukryj się u mnie. Wtedy sam będziesz tego
świadkiem i przekonasz się naocznie.” Król Szachrijar niezwłocznie ogłosił wyprawę.
Wyszło wojsko z namiotami poza miasto i wyruszył z nimi król, a gdy już spoczął w
namiocie, rzekł do swych paziów: „Niech nikt do mnie nie wchodzi!” Potem przebrał się i
niepoznany wrócił do zamku, gdzie czekał jego brat. Zasiadłszy przy oknie wychodzącym na
ogród, Szachrijar wyglądał chwilę, gdy wtem wyszły niewolnice ze swą panią i z
niewolnikami, i czynili tak, jak opowiadał Szachzaman. A trwało to aż do późnego
popołudnia. Gdy król Szachrijar zobaczył to wszystko, uleciał mu z głowy rozsądek i rzekł do
swego brata Szachzamana: „Wstań, pojedziemy w świat, nie dla nas bowiem jest godność
królewska. Będziemy wędrowali, póki nie zobaczymy, że kogoś innego spotkało to samo co
nas. Jeśli tego nie osiągniemy – śmierć lepsza będzie dla nas od życia.” Szachzaman przystał
na to i bracia wyszli z zamku tajemnymi drzwiami, i wędrowali bez ustanku dniami i nocami,
aż przybyli nad brzeg słonego morza. Rosło tam drzewo pośrodku łąki, a obok biło źródło.
Napili się z tego źródła i usiedli, by odpocząć.
Minęła tak godzina, gdy nagle morze się wzburzyło i wynurzył się z niego jakiś czarny
słup sięgający nieba, i zaczął zbliżać się ku łące. Ujrzawszy to bracia, przerażeni, wdrapali się
na wierzchołek wysokiego drzewa i patrzyli, co będzie dalej. Niebawem ujrzeli dżinna
ogromnej postaci, o czole szerokim i piersi olbrzymiej, niosącego na głowie skrzynię. Dżinn
wyszedł na ląd i zbliżywszy się do drzewa, na którym ukryli się królowie, usiadł pod nim.
Otworzył teraz skrzynię, wyjął z niej szkatułkę, a gdy i tę otworzył, wyszła ze szkatułki
dziewczyna zdumiewającej piękności, podobna promiennemu słońcu, jak ta, o której mówił
poeta:
Gdy przyszła, dzień wśród nas zagościł,
Zorze przydały jej jasności.
Słońca jaśnieją jak jej lice,
Zazdrosne kryją się księżyce.
Kiedy rozchyla swe zasłony,
Korzy się przed nią świat zdumiony,
A gdy w namiotach znika swoich,
Ziemia się łzami rosy poi.
Spojrzawszy na nią dżinn rzekł: „O pani szlachetnie urodzonych, którą porwałem w noc
zaślubin, chciałbym się trochę przespać.” Po czym ułożył głowę na jej kolanach i zasnął.
Wtedy dziewczyna podniosła oczy ku wierzchołkowi drzewa i ujrzała obu królów, którzy
właśnie tam się skryli. I zdjęła głowę dżinna ze swych kolan, ułożyła ją na ziemi, a stanąwszy
pod drzewem, zaczęła dawać im znaki: „Zejdźcie, nie bójcie się tego ifrita!” Odpowiedzieli:
„Na Allacha, zaklinamy cię, nie wymagaj tego od nas.” Ona zaś rzekła: „Zaklinam was na
Allacha, zejdźcie, bo inaczej obudzę ifrita, a on zada wam najokrutniejszą śmierć.” Bracia
przerazili się i zeszli, a wówczas dziewczyna stanęła przed nimi i rzekła: „Wbijajcie mocno,
niczym dziryty, bo inaczej obudzę ifrita.” Król Szachrijar rzekł w strachu do swego brata
Szachzamana: „Wypełnij, bracie, jej żądanie.” – „Nie wypełnię – odrzekł młodszy król – póki
ty nie uczynisz tego przede mną.” I zaczęli dawać sobie znaki, który pierwszy ma ją
zaspokoić. Widząc to, dziewczyna rzekła: „Dajecie sobie tylko znaki, a żaden nie zaczyna.
Róbcie, co kazałam, bo inaczej obudzę ifrita!” I tak, ze strachu przed dżinnem, uczynili,
czego od nich żądała. Gdy już obaj skończyli, rzekła: „Wstawajcie!” I wydobyła z kieszeni
sakiewkę, a z niej naszyjnik, na którym było pięćset siedemdziesiąt pierścieni. „Czy wiecie,
co to jest?”, zapytała. Odrzekli: „Nie wiemy.” Powiedziała: „Właściciele wszystkich tych
pierścieni przyprawiali ze mną rogi temu ifritowi. Więc i wy, bracia, dajcie mi swoje
pierścienie.” Dali dziewczynie zdjęte z palców pierścienie, a wówczas ona powiedziała: „Ten
ifrit porwał mnie w noc mych zaślubin. Potem wsadził mnie do szkatułki, szkatułkę umieścił
w skrzyni, a na skrzynię nałożył siedem zamków. I trzyma mnie na dnie burzliwego morza, o
falach uderzających jedna o drugą, nie wiedząc, że jeśli któraś z nas, kobiet, czegoś pożąda,
nic jej nie zdoła powstrzymać, jak o tym już ktoś powiedział:
Przyrodzeniem się rządzą w uciechach i gniewie,
W miłości wiarołomność okazują swoją,
W zdradliwości są hojne, o wierność nie stoją.
Niech opowieść Jusufa będzie ci przestrogą
Nie zaufaj kobietom, ich wierności nie wierz,
Przed zdradą, którą one ugodzić cię mogą.
Czyliż nie wiesz ty o tym, że z niewieściej winy
Adam musiał opuścić swe rajskie dziedziny?
A ktoś inny tak rzekł:
Porzuć niechęci, minie trochę czasu
I miłość żądzę rozpali w dwójnasób.
Wszakże nic zgoła nie stało się więcej
Nad to, co z dawna znają oblubieńce.
Ten człowiek jeno dziwić się jest w stanie,
Co nie wie, czym jest niewieście knowanie.”
Gdy bracia wysłuchali słów dziewczyny, dziwili się niezmiernie i rzekł jeden do drugiego:
„To jest ifrit, a zdarzyło mu się coś gorszego niż nam. Niechże więc to nas pocieszy.” I
natychmiast odeszli, i powrócili do miasta króla Szachrijara. Weszli do pałacu, a tam król
kazał ściąć głowę żonie, a także niewolnicom i niewolnikom.
I odtąd stało się zwyczajem króla Szachrijara, że każdej nocy brał sobie dziewczynę nie
tkniętą jeszcze, a pozbawiwszy dziewictwa, polecał ją zabić z upływem nocy. Trwało to trzy
lata. Ludzie podnieśli lament i uchodzili z córkami, aż nie została w mieście ani jedna
dziewczyna zdolna do małżeństwa. A kiedy król według swego zwyczaju rozkazał wezyrowi,
aby przyprowadził mu nową dziewczynę, wezyr wyszedł i szukał, lecz nie znalazł żadnej.
Udał się wtedy do swoich komnat zgnębiony i smutny, bojąc się gniewu króla.
A wezyr ów miał dwie córki, młode dziewczyny o kształtach młodych, pełne piękności,
wdzięku i urody. Starsza miała na imię Szeherezada, młodszą zaś zwano Dunjazada.
Szeherezada przeczytała liczne księgi i kroniki, podania o życiu starożytnych królów i
opowieści o żyjących niegdyś ludach. Mówiono, że zgromadziła ona tysiąc ksiąg związanych
z dziejami wcześniejszych pokoleń i królów minionych czasów, a także o poetach.
Szeherezada spytała ojca: „Cóż widzę? Jesteś jakiś zmieniony i troska cię gnębi, i smutek.
Przecież powiedział był ktoś:
Rzeknij temu, kogo smutków dręczy wiele,
Że niedługo żyją smutki.
Jako radość rychło mija i wesele,
Tak i troski czas jest krótki.”
Gdy wezyr usłyszał słowa córki, opowiedział jej od początku do końca, co mu się zdarzyło
z królem. Odrzekła: „Na Allacha, mój ojcze, wydaj mnie za króla. Albo zachowam życie,
albo stanę się wybawieniem dla dziewic muzułmańskich i ocalę je przed królem.” Rzekł: „Na
Allacha, zaklinam cię, nie narażaj swego życia!” Rzekła: „Tak musi być!” – „Boję się –
powiedział wezyr – żeby nie spotkało cię to, co zdarzyło się w opowieści o wole, ośle i
gospodarzu.” Zapytała Szeherezada: „Cóż im się przytrafiło, ojcze?” Wezyr opowiedział: - Nie dokończyłam bo zaczynało już świtać.
<Cesar?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz